
Do tej pory na naszych spotkaniach, praktycznie w każdej rozgrywce przynajmniej jedna osoba nie znała zasad. Prawie zawsze właściciel gry (lub najbardziej doświadczona osoba) cierpliwie tłumaczył zasady dla nowicjuszy (często walcząc z setką pytań, żarcikami, czy nerwicą natręctw zgromadzenia). Niezależnie od tego, czy gra była prościutkim chwilerem o banalnych regułach, czy skomplikowaną kobyłą na cały wieczór. Nie miał znaczenia fakt, że w tym drugim przypadku nowicjusz raczej nie miał szans i był tylko tłem dla zmagań starych wilków – wszyscy dobrze się bawili, a nierówne szanse odchodziły na dalszy plan. Czasem nieśmiało ktoś próbował zebrać doświadczoną ekipę do Brassa, Starcrafta, czy jednej z gier wojennych, ale gdy ostatecznie przy stole pojawiały się osoby „świeże” rozpoczynano tłumaczenie reguł lub… zmieniano grę.
Pierwszym tytułem, przy którym wyraźnie sytuacja uległa zmianie jest Through the Ages. Tutaj już na etapie wstępnego planowania wyraźnie zaznacza się wariant, który będzie grany oraz często dodaje magiczne „ale tylko z doświadczonymi”. Jeśli przegapiło się moment na poznanie tej pozycji, gdy wszyscy zaczynali, teraz może być ciężko znaleźć ekipę, która nie będzie składała się z opętanych wycinaków dających 2 minuty na ruch i znających karty na pamięć. Jedynym wyjściem jest znalezienie innych nowicjuszy chętnych na poznanie TtA, kogoś, kto wytłumaczy reguły oraz…egzemplarza, co zważywszy na małą ich ilość może być zadaniem trudnym.
Drugim tytułem, który dopiero rozpoczyna drogę szlakiem przetartym przez TtA jest Agricola. W tej chwili wszyscy ją dopiero poznają – grają w wariant rodzinny, z przyjemnością siadają do rozgrywki z każdym chętnym. Jestem jednak przekonany, że za kilka tygodni wszyscy będą chcieli grać z kartami, każdy będzie szukał doświadczonych przeciwników, a najprostszy wariant gry będzie wyblakłym wspomnieniem początku lata. W tym wypadku problemem nowicjusza nie będzie mała dostępność gry, ale znalezienie podobnych sobie graczy. Tytuł jest gorący i stali bywalcy spotkań w błyskawicznym tempie się z nim zapoznają. Czy znajdą się chętni na prostą grę dla mało zaawansowanych, skoro można zmierzyć się w bardziej satysfakcjonującym trybie?
Wydawać by się mogło, że nie ma problemu i całe zjawisko dotyczy tylko i wyłącznie tych wybranych gier. Czy aby na pewno? Czy nie jest tak, że kiedyś każda gra była nowością, wszyscy ciągle młócili w coraz to kolejne pozycje, a ktoś mający na koncie 3 rozgrywki w jeden tytuł uważany był za wioskowe dziwadło, które kurczowo uczepiło się starocia? Czy nie macie wrażenia, że sytuacja uległa zmianie? Coraz więcej gramy w starsze gry, często wracamy do pozycji, które tylko liznęliśmy w pogoni za nowościami, delektujemy się możliwymi strategiami i cieszymy z wygranej z robotami z konstelacji bazika.
Czy te dwie pozycje nie są tylko zwiastunem przyszłych sytuacji? Czy ich modularna budowa nie przyspieszyła naturalnych procesów, które czekają wszystkie bardziej skomplikowane gry (podejrzewam, że Loupin Louie może być na to odporne)?
Jak jest w Waszym przypadku? Czy szczerze nie wolicie grać z doświadczonymi przeciwnikami dającymi Wam szansę na bardziej wymagające wyzwanie?
Czy nie zbliżamy się do momentu, gdy trzeba będzie organizować specjalne, oddzielne rozgrywki na nowych graczy? Sam postanowiłem, iż przy najbliższej okazji przyniosę swój egzemplarz Through the Ages i jeśli tylko będzie zainteresowanie wytłumaczę chętnym zasady i zostawię ich, by świetnie bawili się w swoim gronie.
Czy zagram? Oczywiście, że nie – ja gram…tylko z doświadczonymi 🙂