Kilka dni temu rozpoczął się kolejny rok szkolny. Takim właśnie pytaniem: “Proszę Pani, czy będą gry planszowe?” dzieci z jednej ze szkół podstawowych witają przechodzącą korytarzem Panią. “Tak, tak, na pewno będą, przyjdźcie koniecznie.” odpowiada Pani i dzieci uśmiechnięte rozbiegają się do swoich klas.
To nie wstęp do gry planszowej o szkole podstawowej, to nie marzenia o nowym systemie edukacji, tak po prostu dzieje się w jednej ze szkół w Krakowie. A wszystko zaczęło się rok temu.
Rok temu moja żona, nauczyciel-terapeuta w szkole podstawowej, postanowiła naszą pasję do gier planszowych przenieść do pracy – postanowiła rozpocząć prowadzenie w szkole dodatkowych zajęć w postaci Kółka Gier Planszowych. Obawy czy się uda? Oczywiście – czy dyrekcja wyrazi zgodę, czy dzieci będą chciały przychodzić, czy będziemy mieli dla nich gry, czy te gry ich zainteresują, czy poradzą sobie z nowoczesnymi planszówkami – tych pytań było wiele. Może właśnie teraz, na początku nowego roku szkolnego inni nauczycieli mają takie same pomysły i stawiają sobie podobne pytania – przeczytajcie jak nam się udało.
Pomysł zorganizowania zajęć pozalekcyjnych z grami planszowymi został zaakceptowany przez Dyrekcję szkoły – wymóg formalny to m.in. regularność zajęć i określona ilość uczęszczających dzieci. Wcześniej już żona wykorzystywała pewne gry planszowe w pracy terapeutycznej z dziećmi, więc niektóre z nich aż się rwały na takie zajęcia. Na początek kilka naszych gier z domu (może proste “Jungle speed”, “Jenga”, “Poprzez Polskę”) i … pojawia się pomysł – poprosimy o pomoc kogoś, kto ma dużo gier i może jakieś przekaże lub wypożyczy dzieciom, poprosimy sklep Rebel.pl.
Nie mogę się oprzeć, żeby nie podziękować w tym momencie sklepowi Rebel, a szczególnie Pani Magdalenie, z którą się kontaktowałem. Odpowiedzieli na naszą prośbę bardzo serdecznie. Szkoła otrzymała na początek kilkanaście gier w formie wypożyczenia ich na kilka miesięcy. Zaczynamy więc zajęcia.
Pierwsze spotkanie z dziećmi (musi ich być co najmniej 10, aby zajęcia mogły być prowadzone). i przychodzi 40 (słownie czterdzieści) dzieciaków chętnych na granie, a zająć musi się nimi jedna Pani. “To masakra jakaś jest?” – nie, wcale nie, ta praca, choć ciężka, to sama przyjemność.
Mamy do dyspozycji gry wypożyczone z Rebela (m.in. Zooloretto, Wilki i Owce, Robale, PitchCar, Wsiąść do pociągu). Dzieciaki wybierają gry, okazuje się, że są wśród nich tacy, którzy już grali, więc tłumaczą zasady innym, żona zbiera grupki dzieci i uczy je grać, nasz syn i córka także tłumaczą gry, jednym słowem planszowa atmosfera, radość, uśmiechy, krzyki, wrzaski, zamieszanie i wszystko co sobie można wyobrazić przy takiej liczbie dzieci. A na koniec, który tak jakoś niespodziewanie wszystkich zaskoczył po dwóch godzinach zabawy, same uśmiechnięte twarze i pytania: “Czy możemy przyjść jeszcze raz?”.
I przychodzili. Myśleliśmy, że część dzieci zrezygnuje, że będą znudzone takimi zajęciami, ale gdzie tam – było ich aż za dużo. Spotkania trzeba było podzielić na dwie grupy: dzieci młodsze i starsze (tak dużo dzieci nie może uczestniczyć jednorazowo w zajęciach). Dzieci na początku chętnie grały w proste gry, które szybko można było wytłumaczyć, no i oczywiście w Pitchcar, który o dziwo zainteresował nie tylko chłopców. Może wspomnę tylko, że zawsze kłótnia wybuchała i przepychanki, kto i jaką trasę będzie układał.
Tak to się wszystko zaczęło. A co było dalej?
Dalej było trochę ciężkiej pracy, ale i mnóstwo zadowolenia. Z czasem przyszła pora na nowe, bardziej złożone gry. Pojawiły się konkursy, dzieci wybrały nazwę dla swojego Klubu Miłośników Gier Planszowych – tak powstały “Szkolne Pionki“.
Ale o tym co było dalej, o emocjach dzieci, w co lubią grać i dlaczego, napiszę za kilka dni (taka moda teraz na GamesFanatic?). Dzisiaj tylko o początkach, tylko te kilka słów zachęty dla innych nauczycieli, opiekunów, wychowawców. Może i oni zdecydują się właśnie teraz rozpocząć granie z dziećmi w nowoczesne planszówki.