Jeżeli ktoś jeszcze się nie zorientował – parę dni temu została “wydana” darmowa gra planszowa Pnącza. Do napisania tej notki notki skłonił mnie wpis na blogu jej wydawcy – Mar_cusa. Autor żali się w niej, że gra przeszła bez echa – że jako darmowa została uznana za “gorszą”, a żaden serwis się nią poważnie nie zainteresował…Na wstępie zaznaczę, że w Pnącza nie grałem – ten post nie jest więc pewnie czymś, na co liczy Mar_cus – o samej grze jako takiej – nie będę sie specjalnie rozpisywał.
Z jednej strony łatwo zrozumieć żal wydawcy, że nikt nie chce zainteresować się jego dziełem. Niestety (lub wręcz przeciwnie), żyjemy w świecie, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, gotowe, piękne, kolorowe – wystarczy tylko za to zapłacić. Gry planszowe to rozrywka, która od graczy nie wymaga zwykle wielkiego zaangażowania – jak np. role-playing – a pozwala właśnie na szybkie rozpoczęcie zabawy bez zbędnych przygotowań. Wyjmujemy z pudełka i voila!, gramy. Tymczasem wydawca Pnączy żada od graczy drukowania (najlepiej na jakimś twardszym papierze lub z koniecznością podklejenia całości tekturą), wycinania i sklejania 150 dwustronnych żetonów. Do tego w wersji czarno-białej wszystko w takim nasyceniu czernią, że moja atramentówka wyrzuciłaby chyba mokrą kartkę zamiast wydruku. Lekką ręką godzina pracy, dla tak nieuzdolnionej manualnie osoby jak ja – pewnie dwie godziny. I po co miałbym poświęcać tyle energii i (cennego) czasu? Aby zagrać w półgodzinną, dwu-osobową “gierkę”? Raczej podziękuję.
Dlaczego “gierkę”? Ano gierkę, ponieważ nie do końca poważnie mogę potraktować grę o hodowaniu “zmutowanych pnącz”. Na piewszy rzut oka – wygląda wszystko na jeszcze prostsze, jednowymiarowe Carcassonne (chyba żadna gra kafelkowa nie może uniknąć tego porównania) z pokręconym punktowaniem (czerwony kwiatek +1 punkt, niebieski kwiatek +3 punkty, etc.). Po lekturze instrukcji trudno w grze dostrzec cokolwiek interesującego, odkrywczego czy nowatorskiego w jakikolwiek sposób. Co miałoby skłonić graczy do zainteresowania się właśnie tym tytułem? Ani porywająca tematyka, ani piękna grafika (poza sympatyczną okładką), więc zostaje już chyba tylko faktycznie ta nieszczęsna cena. Jednak tak naprawdę cena, poprzez stereotyp, że tanie/darmowe równa się słabej jakości – raczej pogrąża ten tytuł niż dodaje mu wartości.
Z drugiej jednak – gdyby gra była wydana w normalnej formie – czy spotkała by się z dużo lepszym odezwem? Jak wiele recenzji Mech Wars ukazało się w sieci (poprzednia gra tego samego autora – Mateusza Pitulskiego)? Oczywiście, gdyby gra ukazała się w GRANNIE, w dużym ładnym pudełki (jak Hooop i Kraby), z pewnością wiele osób by się nią zainteresowało. Ba, gdyby wyszła w jakimkolwiek wydawnictwie z doświadczeniem i o uznanej reputacji… Jednak zarówno Pnącza jak i poprzednie gry Mateusza zostały wydane przez wydawnictwa co najmniej debiutanckie na tym rynku (kariera Pole Position zresztą jak rozumiem na tych grach i kompletnie nieudanej karciance CCG się zakończyła). Pozwala to podejrzewać (nawet jeżeli niekoniecznie jest to prawdą), że poważniejsze wydawnictwa odrzuciły te gry – dla potencjalnego gracza to kolejny filtr, którego gra nie przechodzi.
Może wydawać się to brutalne – w jaki sposób autor ma wyrobić sobie “markę”, jeżeli żadne poważne wydawnictwo nie chce z nim rozmawiać, zanim tej marki nie będzie miał – błędne koło? A jednak setkom autorom na całym świecie jakoś się to udaje, czego pewnie najlepszym ostatnio przykładem jest niedawny debiutant Donald X. Vaccarino. Zresztą, reputację łatwo stracić – ja po Witchcrafcie (który niezbyt mi się podobał) i Skokach Narciarskich (kompletnie nie dla mnie i paskudnie wydane) do nowej produkcji Portalu – Strongholda – podchodziłem z ogromną rezerwą. Kredyt zaufania po Neuroshimie Hex był bliski wyczerpania.
Zaznaczam jeszcze raz, że nic nie wiem o samej rozgrywce (poza lekturą instrukcji) – być może gra jest innowacyjna, rewelacyjna i rozwala Through the Ages na łopatki – jeżeli jednak tak jest, nie daje tego po sobie poznać. A wniosek z całej notki wypływa taki, że oburzanie się na “nich”, że nikt się nie chce zainteresować “naszą” grą – jest trochę niepoważne i wydawcy wypada chyba tylko zasugerować trochę dystansu do siebie. Gry planszowe to trudny i obecnie bardzo konkurencyjny rynek (wystarczy spojrzeć na coroczną listę premier) – zaistnieć na nim to prawdziwa sztuka i udaje się niewielkiemu procentowi tych, którzy próbują. Czy to dobrze, czy źle – pozostawiam ocenie czytelników.