Home | Rise of Empires – prawie jak Civilization

Rise of Empires – prawie jak Civilization

RoE-okladka– Veni, Vidi, Vici – Przybyłem, Zobaczyłem, Zwyciężyłem. Teraz i Wy możecie poczuć się jak Ja – jak Cezar! Rozwijać swoje imperium, podbijać kraje, tworzyć… CYWILIZACJĘ!

– Ekhem.. przepraszam bardzo…

– Kim jesteś, że śmiesz przerywać wielkiemu Cezarowi. Ave Ja!

– Tak, tak… jasne. Mówią na mnie Król – możesz mnie kojarzyć z El Grande. Ktoś Cię wprowadził w błąd Julek! Ta gra nie jest o rozwijaniu cywilizacji – to walka o wpływy na mapie, tzw. “Area Control”.

– Ale mój agent powiedział…. Ale Wallace w instrukcji napisał… to miała być gra cywilizacyjna.

– No cóż. Nie ufaj nikomu, dałeś się zrobić w balona i takie tam. Zmiataj zanim zawołam Brutusa!

-…. i ty przeciwko mnie?

Niecywilizowane Area Control

Rise of Empires było zapowiadane jako gra cywilizacyjna, w dodatku taka, którą można rozegrać w mniej niż 3h. O ile druga część zdania jest w miarę prawdziwa, to pierwsza jest niestety nietrafiona. Jeżeli ktoś spodziewa się pogromcy albo zamiennika “Through the Ages” może srogo się zawieść. Fakt, są w tej grze takie elementy jak budowa miast, wynajdowanie technologii, podbijanie nowych terytoriów. Ale mechanika gry rozwiązana jest w taki sposób, że budowania imperium czy rozwijania cywilizacji w czasie rozgrywki się po prostu nie czuje.

Pudło wypełnione po same brzegi - prawie zero wolnego miejsca (zdjęcie: Sentieiro)

Pudło wypełnione po same brzegi - prawie zero wolnego miejsca (zdjęcie: Sentieiro)

“Narodziny Imperiów” w niektórych elementach przypomina właśnie El Grande. Bardzo ważnym elementem gry jest walka o przewagi. Wybiegam trochę naprzód i opowiadam o wrażeniach z gry, zanim jeszcze mieliście szansę zapoznać się z mechaniką. Ale chciałem mieć pewność, że każdy, kto zasiądzie do tej gry po przeczytaniu tej recenzji, będzie dokładnie wiedział czego się spodziewać. Nie warto nastawiać się na grę cywilizacyjną i odejść od stołu zawiedzionym. Bo Rise of Empires jest grą w swojej kategorii bardzo dobrą, ale o tym za chwilę.

Mały rzut (video)okiem – zasady i wykonanie

[vimeo 7753555 Obejrzyj na Vimeo]

Od zawodu do zachwytu

Moja pierwsza gra w ten tytuł była rozgrywką pięcioosobową. Chaotyczne tłumaczenie reguł w gwarnej sali Politechniki Warszawskiej przeniosło się na bardzo chaotyczną rozgrywkę. Chyba nikt z nas nie zrozumiał za bardzo, jak powinno się w tę grę zagrać. Bardzo mocno skupiliśmy się na walce o wpływy na świecie. Nie zważając na nic, wypowiadaliśmy jedną wojnę za drugą: ktoś zajął terytorium, które mnie interesowało – Bah – wybieram kafelek z dużą bitwą i zabieram nikczemnikowi 3 kosteczki… sam tracę 2, ale przecież nieszkodzi. W końcu zdobyłem przewagę tam gdzie chciałem prawda? Błąd – przecież za mną w kolejce jest kolejnych 4 graczy, którzy zrobią ze mną dokładnie to samo, co ja przed chwilą. Nie zważając na nic, biliśmy się i używaliśmy wojen jak obosiecznych mieczy, raniąc zarówno swoich przeciwników, jak  i siebie. Od stołu wstałem z bardzo mieszanymi uczuciami.

Uciążliwe rozstawienie żetonów, a potem wystarczy jeden nieuważny ruch i wszystko się rozleci (zdjęcie: Geko)

Uciążliwe rozstawienie żetonów, a potem wystarczy jeden nieuważny ruch i wszystko się rozleci (zdjęcie: Geko)

Całe szczęście po dwóch dniach mogłem zasiąść do rozgrywki ponownie – tym razem w gronie czteroosobowym. Oprócz jednej osoby, wszyscy graliśmy już w Rise’a. Nie potrafię Wam opowiedzieć, jak bardzo różniły się między sobą te dwie gry. Tym razem wyważone strategie na mapie, kupowanie miast i technologii – wszystko składało się w jedną, spójną strategię. Byłem zachwycony. Po pierwszej grze mogłem jedynie stwierdzić, że mechanizm wyboru akcji, a następnie powtarzania ich w lustrzanym odbiciu jest genialny. Reszta była dla mnie wielką niewiadomą. Po drugiej partii natomiast byłem pod wrażeniem całej gry, a w szczególności powiązania kolejności w turze ze strategią, którą należy obrać.

To właśnie nie zrozumienie tego elementu gry, moim zdaniem, wprowadziło taki chaos do mojej pierwszej rozgrywki. Pierwszy gracz ma dostęp do najlepszych miast i technologii. To on wybiera co go interesuje i nie zbiera resztek po innych graczach. Może natomiast  zapomnieć o walce na mapie, przynajmniej na szerszą skalę. Po nim będzie miało ruch jeszcze kilku innych graczy, którzy z łatwnością zniwelują jego wpływy. To właśnie ostatni gracz, mając pełny ogląd na sytuację na świecie, będzie mógł decydować, gdzie wysłać swoje wojska i będzie prawie w pełni kontrolował punktację z mapy świata. Natomiast często będzie musiał  zadowolić się tymi miastami / technologiami / terytoriami, które zostawią mu inni gracze. Tutaj widać błysk geniuszu Martina Wallace’a – brawo!

Rozgrywka trzyosobowa - ja jestem biały (zdjęcie: Geko)

Rozgrywka trzyosobowa - ja jestem biały (zdjęcie: Geko)

Najmniej emocji wzbudziła we mnie rozgrywka dwusobowa. To znakomite zazębianie się naszej strategii z kolejnością w turze jest wówczas mocno spłycone i nie robi już takiego wrażenia. Przy trzech osobach jest już lepiej, aczkolwiek moja jedyna partia z dwoma przeciwnikami była dla mnie bardzo prosta do wygrania. Mając za sobą kilka partii pokonałem graczy bez większego trudu, wykonując wszystko co sobie założyłem.  “Rise of Empires” jest właśnie taką grą, która błyszczy, ale dopiero we w miarę wyrównanym gronie współgraczy. Dlatego

Nie jest to gra dla każdego.

Oczywiście jest to zarzut, jaki postawić można w zasadzie każdej cięższej grze. Doświadczony gracz siadając do stołu z osobami, które dopiero poznają grę, będzie miał zdecydowanie łatwiej. W “Narodzinach Imperiów” decydują przede wszystkim niuanse i mikro decyzje. Nawet losowe rozstawienie początkowe terytoriów, losowe rozłożenie technologii na fazę nie zniweluje tej przewagi. Moim zdaniem to dobrze. Ale spowoduje to, że gra będzie lądować na stole chętniej, jeżeli nasi współgracze znają już grę. Ja właśnie mam ten problem. Moim znajomym gra nie spodobała się aż tak jak mi i wiem, że niestety “Rise of Empires” pomimo tego, że jest dobrą grą, może kurzyć mi się na szafie.

Genialny mechanizm wyboru akcji

Genialny mechanizm wyboru akcji

Komu grę na pewno mogę polecić? Jeżeli lubicie konfliktowe gry z dozą ekonomicznego elementu, gra powinna wam się spodobać. Lubicie Struggle of Empires czy Periklesa? Spróbujcie Rise of Empires – nie powinniście się zawieść. A pozostali? Zagrajcie – być może gra was zaskoczy swoimi mechanizmami i ją polubicie.

Zalety:

  • mechanika wyboru akcji
  • subtelne połączenie wyboru kolejności w turze z wyborem naszej strategii
  • znakomite połączenie gry konfliktowo-wojennej z elementami  ekonomicznymi

Wady:

  • jak u Wallace’a znowu problemy z instrukcją
  • niektóre żetony (szczególnie terytoriów) są niewyraźne
  • losowe rozstawienie żetonów nie wpływa aż tak bardzo na różnorodność rozgrywki / strategii
  • wymaga graczy o podobnym doświadczeniu

Sprintem po ocenach:

mst (5/5) – świetne połączenie licznych elementów mechaniki – rozwoju, optymalizacji, zdobywania przewag; każdy decyzja ma wielkie znaczenie; mapa, której nie można odpuścić powoduje bardzo intensywną interakcję – polecam

Pancho (3/5) – rozczarowałem się w dwóch elementach przy tej grze. Po pierwsze mydlenie oczu, że jest to gra cywilizacyjna. Nic takiego. Wszystko jest maksymalnie sztuczne i nie ma wiele wspólnego z tego rodzaju gatunkiem gier. Zmienić trochę planszę i grafikę i gra mogłaby być o czymkolwiek: Wielkich Odkryciach Geograficznych, Imperializmie, podbojach Rzymu, wybierz sobie co chcesz. Druga sprawa, która mi nie pasuje, to fakt, że tak naprawdę jest to typowa – pomimo rozrośniętej otoczki – gra na przewagi. Gdzie wygrywa ten co się mniej wychyla, ale po cichu, boczkiem, wyrywa punkt za punktem. Z tego rodzaju gier wolę o wiele bardziej choćby Chaos in the Old World czy Struggle of Empires.  Z drugiej strony Rise of Empires zawiera kilka po prostu genialnych patentów w mechanice, pokazujących jak twórczy potencjał ma Martin Wallace. Pewnie jakbym zagrał jeszcze kilka razy to może bym się bardziej przekonał, na dzisiaj, po jednej partii tylko 3 na 5.

Don Simon (3/5) – duże rozczarowanie. Przekombinowany area control bezwstydnie przebrany za grę cywilizacyjną. Po jedynej rozgrywce nie bardzo mam ochotę na kolejne (mimo, iż zdaję sobie sprawę ze specyfiki tej pionierskiej partii). Mimo pewnej dozy oryginalności (mechanizm akcji i kafelki “bitewno-ekspansyjne”) całość nie zachwyca. Nierówna i momentami nieczytelna oprawa graficzna nie pomaga. Raczej odradzam.

bazik (4/5) – jedna z lepszych hybryd euro + wojna, bardzo mi się podoba. ‘Obiektywnie’ Struggle of Empires pewnie lepszy, ale tu mamy krótszy czas gry, łatwiejsze wprowadzenie nowych, i sensowniejsza dla wielu ilość graczy (3-4, może i 5 w RoE vs 5-7 w SoE)

About tomekmg

Avatar

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Advertisment ad adsense adlogger