Wiedząc że Thunderstone to gra oparta na dominionowej mechanice budowania talii, ale sięgająca po typowo ameritrashowy temat, czyli przeszukiwanie lochów i mordowanie hord potworów przez herosów miałem mieszane uczucia. Z jednej strony, jako fan Dominiona, chciałem sprawdzić kolejną grę wykorzystująca ten świetny mechanizm, z drugiej – obawiałem się kolejnej kiepskiej, skrajnie losowej produkcji typu Anima. Od razu śpieszę z informacją – obawy były bezpodstawne!
W Thunderstonie budujemy swoja talię dokładnie tak samo jak w Dominionie – kupujemy coraz mocniejsze karty, staramy się pozbyć słabszych z którymi zaczynamy grę, pieczołowicie składamy combosy, które mają pozwolić nam zdobyć jak najwięcej punktów zwycięstwa. Różnic pomiędzy obiema grami jest zaledwie kilka. Thunderstone jest prawie jak Dominion, ale “prawie” wiemy co zrobić potrafi. W tym przypadku faktycznie różnicę.
Po pierwsze Thunderstone jest przesycony klimatem. Tu już nie mówi się: “mam osiem złota i dwa buy’e, łykam więc 8 punktów zwycięstwa”. W naszej partii padały raczej stwierdzenia typu: “- Patrz ten smok jest podatny tylko na ataki magiczne ale twój Kleryk trzema fireballami usmaży poczwarę! Buahahahaha. Dawaj go!”. W Thunderstone czujemy naprawdę tematykę i to jest wielki plus!
Po drugie w Thunderstone nie występują Dominionowe akcje, więc nie daje on aż takich możliwości przewijania swojej talii i zagrywania długiego ciągu kart. To sprawia że gra jest nieco mniej wymagająca, co nie znaczy że brakuje tu strategicznych decyzji. Są one na szczęście obecne, choć są nieco inne niż w Dominionie.
Po trzecie są właśnie różnice w mechanice. W Thunderstne w swoim ruchu gracz decyduje czy wchodzi do wioski i kupuje jakąś kartę – broń, czar, wynajmuje jakąś postać lub herosa; czy też używając postaci i zasobów które ma na ręku wchodzi do lochu i próbuje zakatrupić jedną z mieszkających tam bestii. Juz sam ten wybór jest ciekawy – w wiosce budujemy swoją talię, natomiast zabijanie potwórów to pozyskiwanie punktów zwycięstwa ale też punktów doświadczenia których możemy potem użyć aby awansować któregoś ze swoich bohaterów na wyższy poziom.
Awansowanie bohaterów jest innowacyjnym elementem, w grze występuje też kilka innych smaczków mechaniki takich jak właściwość siły bohaterów która pozwala im korzystać z określonych przedmiotów. Bardzo ciekawie wyglądają też różnorodne rodzaje potwórów z którymi przyjdzie nam się mierzyć – jest ich sporo, bo aż osiem rodzajów, a w każdym z nich występuje 10 osobników, w większości unikatowych. Ostatnim smaczkiem jest motyw światła i ciemności. W lochach są zwsze trzy potwory jednak im dalej od wejścia się kryją tym więcej światła (odpowiednich przedmiotów) potrzebują bohaterowie aby się do nich dostać.

Do ubicia tej poczwary potrzebujemy 7 siły ataku, ale da nam 3 punkty zwycięstwa i 2 punkty doświadczenia za które zamienimy naszego kleryka w biskupa!
Każdego z rodzajów kart jest na tyle dużo, że przy losowych rozstawieniach startowych powinniśmy otrzymać zbliżoną do Dominiona (czyli olbrzymią) ilość możliwych kombinacji. Gra jest na pewno ciekawa, ja mam ochotę usiąść do niej jeszcze co najmniej kilka razy. Grafiki są świetne. Minus należy się na pewno za kiepski system ikonek, bardzo uciążliwy setup i beznadziejną wypraskę która utrudnia segregowanie kilkuset występujących w grze kart.
Natomiast sama rozgrywka daje satysfakcję. Thunderstone to faktycznie taki Dominion z mocnym, klimatycznym tematem i kilkoma ciekawymi nowinkami w mechanice. Fanom Dominiona mogę z czystym sercem polecić co najmniej spróbowanie u kolegi. Nie wiem jeszcze jak będzie wyglądała pełna ocena gry po kilku rozgrywkach, ale pierwsze odczucia są na duży plus. Pełną recezję gry znajdziecie w kolejnym numerze Świata Gier Planszowych.