Home | Famiglia – rzut okiem

Famiglia – rzut okiem

„Pięć minut drogi konikiem garbuskiem od chatki Kopciuszka mieszkał książę na zamku. Książę był kawalerem i szukał żony – Nie ma, nie ma, no nigdzie nie ma…”. A ja jestem graczem i szukam świeżej dobrej karcianki. Jeden z najlepszych kabaretowych numerów w historii (link na końcu tekstu) idealnie oddaje moje nastroje temu towarzyszące. Nie ma, nie ma, nigdzie nie ma… A konkretnie nigdzie nie ma karcianki, która nie byłaby zbyt złożona (Race for the Galaxy), zbyt obfita na dwójkę graczy (Na Chwałę Rzymu) i zbyt trywialna (cała reszta)… Niestety, wychodzi na to, że dobre karcianki to tylko te skomplikowane, a cała reszta to zwykłe, przepraszam za wyrażenie, popierdółki.

Famiglia (wydana w Polsce przez Lacertę) trafiła w moje progi zupełnym przypadkiem i nie zupełnym już przypadkiem wpasowuje się w ten model także idealnie. Niestety, plasuje się w tej zdecydowanie gorszej grupie, karcianek lekkich, tylko z nazwy przyjemnych i wcale, ale to wcale niewymagających. A to grzech śmiertelny. Czy naprawdę tak trudno zrobić grę karcianą, która ma proste zasady, ale sensowną i w miarę emocjonującą mechanikę? (Dla mnie modelowym przykładem pozostaje Boomtown, ale do tego trzeba uwielbiać licytację.)

 

fot. Christen

 

A miało być tak pięknie… W teorii zwanej instrukcją. Oto mamy dwuosobówkę w klimatach gangsterskich. Z kart wyzierają gęby bardziej lub mniej cenionych mafiozów (mafia włoska, ruska, amerykańskich kasiarzy i mniejszości o ciemniejszych karnacjach), którzy starają się zwerbować do twojego gangu co lepszy narybek szwendający się po ulicach (czyli po stole). A zaczynasz z  narybkiem bardzo marnym, jak to zwykle bywa. Poziom szacunu na mieście określa wartość karty, poza tym, każda mafia charakteryzuje się jakąś specyficzną umiejętnością. No, może za wyjątkiem Włochów, którzy po prostu są, ładnie wyglądają i pachną… większą liczbą punktów.

fot. Ender Wiggins

 

I wszystko byłoby dobrze, gdyby rozgrywka nie była totalnie wypruta z emocji. Zagrywamy karty nie tyle mając baczenie na owe umiejętności ile na to, co akurat leży na stole. A leży to, co się wylosowało. Diagnoza: decyzje są czysto papierowe, finezji nie stwierdzono. Czytałam opinie, że w grze występuje taktyka, że można psuć przeciwnikowi szyki, ale sama tego nie doświadczyłam. Owszem, mogę czasem, w sprzyjających okolicznościach wyrzucić ze stołu kartę, na którą rywal ma chrapkę, ale na tym koniec. I tak zbiorę to, na co pozwolą mi karty na ręce i na tzw. ulicy. Zagram to, co oczywiste i bez wielkiego namysłu, bo w ręce mam to co mam i żadnego pola manewru. Brak strategii chociażby na kilka rund do przodu, bo tygiel na tejże ulicy się miele i w końcu jak zwykle wezmę, na co będzie mnie stać.

Pudełko tylko udaje, że karty zmieszczą się w nim podzielone na dwie części. Tak naprawdę, cała talia mieszka w nim na jednym, wypychającym wieczko stosie. fot. Marcel P.

 

Praktyka leży. Jedyne co pchało mnie do gry to poszukiwania owej taktyki oraz klimat. Paradoksalnie, gdyż generalnie gangsterskie porachunki nijak mnie nie bawią, od filmów stronię, a Al Capone to nudny gość. Grafiką jednak mnie kupili, karty są świetne. I tylko karty. Nie wiem, komu ta gra miałaby się spodobać. Niedzielnym graczom? Być może. Trudno mi orzec, przestałam być niedzielna już dawno temu. I żałuję. Na pewno więcej gier zadowalałoby moje gusta.

I tak, była sobie kolejna nadzieja. I miała być recenzja. Ale cierpliwości do tej gry starczyło mi jedynie na rzut okiem. Ale może ja spaczona jestem. Nie lubię filerów, chwilerów i tym podobnych. Ostatnio jakoś szczękościsk mi się utrwala, bo spróbowałam jeszcze Fortuny. Ale to inna bajka. Chyba  na razie podaruję sobie szukanie karcianki idealnej. Jakbyście jakąś jednak znali, to dajcie znać.

LINK Kabaret Potem “Kopciuszek”

 

About

Avatar

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Advertisment ad adsense adlogger