No i Uwe Rosenberg znowu to zrobił – stworzył naprawdę świetną grę! Po słabszym Merkatorze (który wg mojej spiskowej teorii był robiony na szybko, bo Lookout Games nie wyrobiło się z Ora et Labora na poprzednie targi w Essen) i słabiej przyjętym At the Gates of Loyang (który bardzo lubię) kolejna gra Uwe na naprawdę wysokim poziomie. Oczywiście nie uniknie się porównań do Le Havre – mechanika jest bardzo podobna. W grze wysyłamy jednego ze swoich mnichów do budynku, żeby wyprodukować jakieś dobra, ale przekształcić je w coś innego (najlepiej coś co da nam sporo punktów). Jednak pomimo zbliżonej mechaniki, miałem inne odczucia niż grając w Le Havre. Przede wszystkim cel w Ora et Labora nie jest tak wyraźnie zarysowany jak w LH. W poprzedniej grze Uwe było jasne że trzeba wybudować statki lub sprzedać / spławić dobre towary i zarobić dużo pieniędzy. Tutaj mam wrażenie, że mam większą swobodę. Dóbr dających punkty jest więcej (chociaż i tak relikwie są najbardziej opłacalne), nie ma budynków, które dają o wiele więcej punktów niż pozostałe. Mogę budować osady, robić cuda – jednym słowem dróg do zwycięstwa jest sporo. Jednocześnie Rosenbergowi udało się zachować efekt przykrótkiej kołderki znanej z jego poprzednich gier. Chciałoby się w tej grze zrobić naprawdę dużo, ale brakuje na wszystko czasu i akcji. I osobiście pragnę podziękować autorowi za brak konieczności żywienia moich mnichów (czy też płacenia, opalania klasztorów, robienia im masaży czy cokolwiek innego)! Nie czuję się do niczego zmuszany, popędzany, a gra nie da mi po głowie tylko dlatego, że zabrakło mi jednej ryby dla jakiegoś robotnika! Zmęczyły mnie gry, w których jestem przymuszany do robienia pewnych akcji, a potem zostaję ukarany za to, że nie zrobiłem tego wystarczająco dobrze (tak – mam tutaj na myśli przede wszystkim Macao Stefana Felda, gdzie gracze są zmuszani do brania kontraktów, które przez losowość w grze może nam się nie udać zrealizować… a potem jeszcze dostajemy mnóstwo ujemnych punktów za, że nam się to nie udało!!). Wolę w grze przykrótką kołderkę, niż za płytką lodówkę, którą ciągle muszę uzupełniać bo inaczej wyłączą mi prąd, związki zawodowe się wkurzą, a na dodatek każą mi brać pożyczki.
Gra się bardzo płynnie, w czym duża zasługa rondla zasobów – koniec ze żmudnym dokładaniem żetoników! Wystarczy przekręcić kierat i widać, że w tej turze mogę zdobyć 5 drewna za wyręb, w oborze urodziły się nowe owieczki, a na polu jest więcej zboża – takie proste, a jakie genialne. Podoba mi się też możliwość płacenia graczom za użycie ich budynków, tyle że nie idziemy własnym mnichem szwędać się po czyichś włościach. Wnajmujemy za to do pracy, mnicha gracza u którego chcemy wykonać akcję. Jest to i tematyczne, i w zależności od sytuacji może mocno pomieszać plany przeciwnikom, a czasami też im pomóc (na początku rundy, jeżeli wszyscy mnisi stoją w budynkach, gracz zabiera ich do siebie, jednocześnie zwalniając budynki i dając możliwość ich ponownego użycia). Jest jeszcze parę innych ciekawych mechanizmów jak wykorzystanie przeora (jeden z trzech mnichów gracza) czy dokupywanie dodatkowych terenów. Wszystko to się świetnie zazębia i daje naprawdę ciekawą mieszankę.
Jak na razie zastanawiam się tylko nad żywnotnością tej pozycji. Wszystkie budynki, w odróżnieniu od Le Havre dostępne są w tej samej kolejności, co może powodować, że będę mógł usiąść do gry z góry ułożoną strategią. Tylko od innych graczy będzie zależało jak efektywnie będę tę strategię wprowadzał w życie (ale dzięki możliwości wykorzystywania budynków innych graczy nigdy nie będę do końca pozbawiony pewnych opcji). Ale pewnie są to niepotrzebne obawy. Interakcja jest spora (nie raz wymsknęło mi się #@$%#$%#& gdy ktoś zabierał potrzebne mi surowce, czy blokował mi budynek), w grze są dwa warianty: francuski i irlandzki, które różnią się budynkami, co na pierwszy rzut oka daje zupełnie inną grę. Graczom zalecałbym też raczej odpuszczenie wariantu prostego. Wydaje mi się, że nie skraca on partii aż tak znacznie, a przez to że surowców mamy w grze o więcej, mamy więcej możliwości, co daje nam większy paraliż decyzyjny. Przede wszystkim może też dać zupełnie inne wrażenia z gry (taki sam zarzut mam do wariantu prostego w Le Havre)
Nie wiem czy fani Le Havre będę z tej pozycji zadowoleni – gra wydawała mi się lżejsza od swojego pierwowzoru (pamiętam, że po pierwszych dwóch partiach w LH miałem wrażenie jakby przejechał się po mnie walec), kołderka jest trochę dłuższa, ale na pewno jest o zacna pozycja. Tym którym nie podobała się poprzednia gra Uwe Rosenberga zdecydowanie powinni dać Ora et Labora szansę.
Jak grałem: wariant normalny, trzech graczy, wersja irlandzka. Partia trwała trochę ponad 2h + tłumaczenie zasad. Wygrałem 214 do 190 do 185.
Za jakiś czas na łamach Games Fanatic będzie recenzja Ora et Labora autorstwa Veridiany