Home | China – Ze starej półki cz.7

China – Ze starej półki cz.7

Pojechałam kiedyś na Pionka z wygraną w radiowym konkursie torbą Adidasa, w którą zapakowałam Taluvę, Tongiaki oraz Chinę i urządzałam na salach łapanki, aby pograć w te ukochane wówczas tytuły. Jednym ze złapanych był Fruszu, z którym kilka Pionków później sięgnęliśmy po zwycięstwo w konkursie WC (Michał, pozdrawiam!). Michał dzielnie przesiedział ze mną pół dnia grając po kolei w adidasowe rarytasy. I z tego co pamiętam, najbardziej przypadła mu do gustu właśnie China.

Mnie przypadła China do gustu na pewno najbardziej spośród wszystkich gier Michaela Schachta, w które grałam. A grałam w Zooloretto (Ze starej półki cz.1), Coloretto (no nijak nie lubię karcianek z milionem kopii jednej karty), Złote Miasto (nuuuda), Hansa (sucharek) i Valdorę (w porównaniu z którą cep to skomplikowane narzędzie). Tylko z Chiną chłop trafił w mój smak, chociaż gra cechuje się tak typową dla tego autora prostotą zasad. Proste jednak nie znaczy od razu “złe” i w połączeniu z obfitością interakcji i ciekawą punktacją dało efekt w postaci niezwykle sprytnej i emocjonującej gierki. I ponadprzeciętnie kolorowej.

Kolory na planszy różnią się bardziej niż na odpowiadających im kartach, co generuje problemy i zaczynamy wierzyć, że jesteśmy daltonistami.

Kartografia, czyli China – Skandynawia i inne 

Mamy mapę. Chin. Niby jasne. Ale nie do końca. Powstało bowiem już kilka oficjalnych wersji gry z akcją przeniesioną m.in. do…

Stanów Zjednoczonych

... czy Grecji.

Do wyboru mamy jeszcze Skandynawię, Starożytność (jeśli się umówimy, że to geograficzne pojęcie) i … Marsa.

Ale zajmijmy się wersją pierwotną…

Chiny podzielono na obszary w 5 kolorach. Jest m.in. ciemno żółty, pomarańczowy i ciemno pomarańczowy (vel czerwony). Kto to wymyślił?
Domki. W kolorach graczy. Już bardziej skontrastowanych. Uff. Nie policzę nieswoich punktów na swoje konto. I nikt nie policzy moich. Podwójne uff. Gramy kartami w kolorach regionów, dzięki którym wstawiamy na planszę swoje domki, emisariuszy i w wersji zaawansowanej – fortece podwajające punktację. Obowiązuje klasyczny manewr Schachta, czyli jedna karta pozwala wstawić jeden pionek, dwie karty tego samego koloru to joker. W swoim ruchu gracz może umieścić do dwóch pionków w jednym regionie, przy czym dwa może wprowadzić tylko wtedy, gdy nie jest to już region pusty. Domki lądują po jednym w miasteczkach, emisariusze w stolicy regionu. Tam liczba wakatów jest ograniczona liczbą domków, jaką w regionie posiada gracz w nim przodujący. I to jest bardzo ważne.

And the winner is… 

To w zasadzie wszystkie zasady. Wydawać by się więc mogło, że daleko temu tytułowi do rewelacji, a bliżej do nudnych sucharków i cepów. I faktycznie, może China rewelacją nie jest, ale broni się sposobem punktacji. Nie jest to Nobel w dziedzinie “pezetów”, ale wystarczająco dobry element, aby przykuć do planszy na te nominalne 45 minut. I to przykuć poważnie – satysfakcja gwarantowana! Otóż, w momencie zapełnienia wszystkich miasteczek regionu przydzielane są punkty za tenże. Gracz mający przewagę otrzymuje tyle punktów, ile domków liczy region. Gracz z drugą w kolejności liczebnością tyle, ile domków ma pierwszy gracz, gracz z trzecią przewagą tyle ile drugi itd.

 

Gdy odwrócić wypraskę i rozmieścić elementy po bokach, jest ponoć wygodniej. Jakoś nigdy na to nie wpadłam, przy żadnej grze.

Do czego to prowadzi?

Do ciekawych dylematów. Nie opłaca się ładować wszystkie siły w region, warto zachęcić innych graczy do zapełniania miasteczek. Punkty za przodownictwo pracy będą takie same, ale zdobyte mniejszym kosztem, zarówno w kwestii zasobów jak i poświęconych akcji. Jeśli szybko wysforujemy się w regionie, to albo inni go odpuszczą, albo skromnie podepną się pod drugie miejsce, aby na naszej ekspansji bez wysiłku zarobić. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy w regionie znajduje się 5 domków gracza A i 1 domek gracza B. Gracz A otrzyma 6 punktów, a gracz B – 5. Opłaca się więc czekać, czyhać, podpuszczać i kombinować. Tak, China to gra o czekaniu, czyhaniu i podpuszczaniu. Acha, jeszcze o kombinowaniu. I wyczuciu dobrego momentu.

W czołówce plebiscytu na najciensze pudełko świata.

W trakcie gry zapełniane i punktowane są więc sukcesywnie kolejne regiony. Na koniec zaś doliczamy: punkty za dotychczas niepunktowane regiony (niepełne), łancuchy domków (co najmniej cztery) i tzw. sojusze – kolejna fajna chińska zabawka. Emisariusze w stolicach też walczą na przewagi. Ale w ich przypadku nie wystarczy przewaga w regionie. Aby zarobić punkty musimy posiadać przewagę osobno w dwóch sąsiadujących obszarach! Zbieramy wtedy śmietankę w postaci punktów będących sumą emisariuszy w obu takich regionach, ponownie bez względu na kolor. Tu nie przyznaje się dalszych miejsc. Ponadto, generuje to następną zależność: umacniając się w jakimś regionie na czele stawki “domków” tym samym zwiększamy limit emisariuszy w stolicy, co może otworzyć furtkę innym graczom do wprowadzania tam swoich ludzi.

 “China in your hand”

Jedna strona dla 3-4 graczy, druga dla 4-5.

Dwie proste błyskotliwe zasady: punktacja i zależność między liczba domków a liczbą emisariuszy. I mamy 45 minut główkowania. Nie do końca wyprutego też z klimatu mimo mało wysublimowanych reguł pt. zagraj i dołóż. Domki to w istocie “dwory” w odpowiednim kształcie i żywym kolorze. Emisariusze to smukłe meepelki, a grafika oszczędna, ale przyjemna. Plansza dodatkowo dwustronna, z gęstszą siecią połączeń dla większego grona graczy.

China jest grywalna niestety tylko dla 3 – 5 amatorów chińszczyzny. Powstała, co prawda, wersja duell dla dwojga, ale obejmuje neutralnego trzeciego gracza, którego nie udało mi się jeszcze polubić w żadnej grze i którego – szczerze powiedziawszy – nawet nie mam ochoty próbować, aby mi nie obrzydził jednego z moich bardzo lubianych tytułów.

Na koniec o tym, że bywa śmiesznie

Gdy ktoś coś tam skrupulatnie sobie przemyśla, dwie kolejki się przygotowuje, dobiera ostrożnie karty i nagle kiszken – zagrywa karty, wystawia pionki, a inni z nudą w głosie po raz enty ogłaszają “To nie ten kolor” (rzucone karty nie pokrywają się z regionem). To może wkurzyć. Ale moim zdaniem, China przede wszystkim może Wam się spodobać. Jeśli lubicie gry taktyczne, szybkie, ładnie wykonane z dużą ilością drewna, pełne interakcji i z prostymi zasadami. Bo jeśli lubicie Schachta to niekoniecznie. Ponieważ China jest na szczęście inna od jego znanych gier. Jest ciekawsza. Jest po prostu lepsza.

PLUSY:  ładne wykonanie, czyste kolory, porządne drewno, proste zasady wymuszające sporo interakcji, warianty planszy dostosowane do liczby graczy, wiele oficjalnych plansz.

MINUSY: myląca kolorystyka planszy i kart.

China, autor: Michael Schacht

Rok wydania: 2005

3 – 5 graczy

Czas: 45 minut 

Cena: 80 – 100 PLN 

About

Avatar

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Advertisment ad adsense adlogger