Niedawny wpis Kwiatosza na jego blogu sprawił, że poczułem się zobowiązany raz na zawsze rozwiązać kwestię mojego gorącego uczucia do gier niemieckich, zwanych też euro zwanych też “tymi sucharami, w które nie da się grać”. Oto konkluzja:
Gdy proponuję partię Trajana, a ktoś mówi, że gry Felda są dla niego “za suche”:
Gdy ktoś zamiast Trajana proponuje mi partyjkę Bitew z Westeros:
Gdy słyszę, jak ktoś mówi, że nie gra w euro, bo kalkulatorem to się w pracy bawi:
Gdy ktoś pyta o “klimatyczne ameritrashe” na Essen:
Gdy próbuję mu wyjaśnić, że Essen JEST W NIEMCZECH:
Gdy ktoś produkuje cały wpis na blogu, bo mu z tego powodu smutno:
Jak ewangelizujący miłośnicy ameritrashy postrzegają eurograczy:
Co eurogracze myślą o takich ameritrashowcach:
Jak eurogracze emocjonują się tym, “czy lepsze są euro czy ameri”:
Jak amerigracze emocjonują się tym, “czy lepsze są euro czy ameri”:
Nie mający z tematem żadnego związku gif ze słodkim kotkiem:
(zdjęcie główne jest jedynie nawiązaniem do popularnego ostatnio na pewnej blogowej platformie zwyczaju (nie)pisania o cyckach).
P.S. Autor wpisu usilnie prosi i nie branie do serca powyższych wypowiedzi i potraktowanie ich jako krotochwilnej formy satyrycznej.