Niniejsza recenzja podzielona jest na dwie części. Bardzo niesymetryczne części. Pierwsza jest skierowana do graczy znających już dzieło Vlaady Chvatila z poprzednich edycji. Druga, do graczy nowych, zainteresowanych rozpoczęciem przygody z popularnym „TTA”. Obu grupom, po 20 rozegranych partiach, mogę powiedzieć na wstępie jedno – gra jest (wciąż) genialna. Ni mniej, ni więcej, tylko genialna. Jeśli mogliśmy mieć wątpliwości, czy dzieło doskonałe da się jeszcze udoskonalić, to teraz te wątpliwości prysnęły jak bańki mydlane. I ujawniły niedociągnięcia pewnych starych rozwiązań. Ale człowiek nie widzi, że przebywa w cieniu, dopóki nie wkroczy do światła…
Jeśli graliście w poprzednie edycje i baliście uproszczeń, to bez obaw – żadnych uproszczeń wpływających na jakość rozgrywki nie ma! Vlaada nie poszedł na żaden kompromis co do bogactwa mechaniki, uprościł jedynie małe kwestie czysto techniczne. O wszystkich zmianach, tych technicznych, mechanicznych i dotyczących pojedynczych kart, możecie przeczytać obszerny artykuł TUTAJ. W tym zaś tekście przeczytacie o wrażeniach i spostrzeżeniach odnośnie strategii.
Jeśli graliście zazwyczaj militarnie…
nie dbając o przyrost kultury, bo i tak zamierzaliście w ostatnich rundach pojechać przeciwnika – możecie nie zrealizować swojego planu. W nowej edycji militaria zostały podrasowane od strony obrony. Ale nie ma się co dziwić, przecież w instrukcji zawsze wyraźnie stało, że Cywilizacja to nie jest gra o wojnie! Owszem, wojskowość nadal jest ważna. Pozostały przecież wydarzenia premiujące cywilizacje silne i karcące słabe. Pozostały agresje i wojny, ale przed tymi pierwszymi można się teraz bronić bardziej elastycznie, a nie tylko kartami obrony i samobójczymi atakami kamikaze w szyszakach; a przed tymi drugimi także chroni nas zasada braku poświęcania jednostek (pamiętacie te wojny w ostatniej rundzie, które rzutem na taśmę przechylały szalę zwycięstwa?), osłabiony Napoleon oraz możliwość kopiowania cudzych taktyk (jest teraz w czym wybierać, a nie tylko czekać na szczęśliwy dociąg kart).
Jeśli graliście zazwyczaj militarnie…
nie dbając o przyrost kultury, to teraz musicie zacząć dbać. Kulturowa odstawka od samego początku może spowodować, że nie zdążycie dogonić uciekającej panny młodej. W końcu to gra o kulturze – tak, czy nie? Mnie to pasuje. Ileż to razy modliłam się, aby grający militarnie kolega nie zabrał mi na sam koniec wszystkich z mozołem uciułanych lir w wojence, którą skrupulatnie przygotowywał. Teraz, aby obrócić cywilizację przeciwnika w perzynę trzeba się naprawdę dobrze przygotować. Ale z drugiej strony, same wojny bardziej się opłacają, więc nawet lekka utrzymana przewaga skutkuje pozytywnym „łubudu”. Może to paradoks, ale za starej edycji prawie nie wywoływałam wojen, a teraz – gdy niby militaria straciły na znaczeniu – wywołuję je chętniej. Po prostu nie kusi rzucanie w straceńczy bój całej armii, bo poświęcania, jak wiecie, już nie ma, więc ani się z wojną specjalnie nie czeka, ani się jej nie unika. Wot, kilka punktów można zyskać, a armia jaka była, taka będzie.
W nowej edycji naprawdę czuję potrzebę równomiernego rozwoju we wszystkich dziedzinach.
Zaniedbując którąkolwiek, ryzykuję w ostatecznym rozrachunku brak czasu do nadgonienia. To, co po tych dwudziestu rozgrywkach rzuciło mi się w oczy, to … wciąż mocna (mocniejsza?) pozycja Michała Anioła. W momencie, gdy blitzkrieg został ograniczony, granie Michasiem od wczesnej I epoki i to z nadbudowanym zapleczem buziek jest naprawdę mocne. Zresztą, istnieją trzy mocne strategie kulturowe, oprócz tej na Anioła, jest jeszcze strategia na Szekspira oraz na Tadż Mahal + Wieżę Eiffla. Jeśli kluczowe karty wyjdą wcześnie, można nabić sobie mnóstwo punktów. Oczywiście przeciwnicy nie mogą zaniedbać przeszkadzania. Najłatwiej o to w kwestii cudów, należy podebrać je i tyle, bo dla każdego będą cenne, niezależnie od obranych nurtów. Gorzej z liderami. O ile gra pod Michała Anioła w dawnej wersji kończyła się często pojechaniem militarnym lub niewydolnością na innym polu, to obecnie gracz dobrze przygotowany do niego lub Szekspira skokowo może zwiększyć swój przyrost kultury nie obawiając się aż tak bardzo o Świętą wojnę, której już nie ma lub o serię Zbrojnych interwencji. Rzecz jasna, jeśli totalnie zaniedba wszystko inne, to i mu duet Anioła z Szekspirem nie pomoże. Zawsze też można po prostu podebrać Michała, albo Williama, ale jeśli nie mamy buziek (w przypadku pierwszego), albo teatrów i bibliotek (w przypadku drugiego), to zagranie z cyklu „wezmę tylko po to, żeby Ci zaszkodzić” niekoniecznie się opłaci. Ale jak nie mamy uruchomionej żadnej maszynki do robienia punktów, to zabieranie punktów przeciwnikowi też jest jakąś strategią na plus.
Tak, Cywilizacja zaczęła naprawdę premiować rozwój kulturalny. Widać to także po obniżonych kosztach teatrów i bibliotek, szczególnie niskich poziomów.
W tym miejscu zaznaczę, że gram właściwie tylko w 2 osoby.
(A i tak gramy 4-5h.) Jakiekolwiek zaniedbania, odstania i zagapienia drogo w takiej konfiguracji kosztują. Na większą liczbę graczy „pilnowanie” się rozmywa, ale z drugiej strony aktualny lider wyścigu o kulturę ma więcej do stracenia, bo między jego kolejnymi turami następują 2-3 tury innych graczy. Jeśli choć trochę zaniedbał się militarnie, ktoś na pewno to wykorzysta, a w skrajnej sytuacji, wykorzystają to wszyscy. A to oznacza nawet 3 agresje lub niekorzystne wydarzenia pod rząd! Tak, zdecydowanie inaczej się gra na 2 osoby, a inaczej na więcej. Indywidualnym przykładem niech będzie tu Krzysztof Kolumb, który na 2 graczy jest liderem praktycznie bezużytecznym, w przeciwieństwie do gry wieloosobowej.
Podsumowując
Z gry doskonałej zrobiono w 3. edycji grę jeszcze doskonalszą. Ogólnie bardziej wyważoną, lepiej zbalansowaną. W grze o kulturze należy teraz faktycznie inwestować w kulturę, a nie czekać na mannę z nieba w postaci udanych agresji i wojen oraz pasujących impaktów. Wszystkie wprowadzone zmiany, zarówno na poziomie technicznym, jak i działania poszczególnych kart, oceniam bardzo pozytywnie. Fakt, nadal są różnice między liderami, które w rozgrywce 2-osobowej znacząco się uwypuklają. Niemniej, warunki dla wszystkich są jasne, a sytuacje i strategie na tyle nieoczywiste przy losowym wychodzeniu kart na tor, że nastawianie się w każdej rozgrywce na ten sam schemat po prostu nie wychodzi.
Niemniej, gdyby to ode mnie zależało, tych dwóch panów o inicjałach MA i WS bym trochę uszczupliła, natomiast takich liderów okazyjnych jak Kolumb czy Robespierre bym z kolei podrasowała.
Hough, tylem rzekła w kwestii nowej edycji najlepszej gry cywilizacyjnej. Acha, no i te grafiki!
KRÓTKA CZĘŚĆ DLA POCZĄTKUJĄCYCH
Jeśli nie graliście w poprzednie edycje i nie słyszeliście jeszcze o grze Cywilizacja: Poprzez wieki… nie, takich osób nie ma 😀 Jeśli nie graliście, bo baliście się skomplikowania zasad, długości rozgrywki, rozbudowanych zależności, nieprzystępnej instrukcji itp. itd. i w związku z tym liczyliście na uproszczenia, to… tadaam! Nic z tego! Nowa edycja w miejsce porzuconych zasad, np. dotyczących poświęcania (a dokładniej, braku poświęcania) jednostek wrzuciła nowe. Tak więc, w cywilizacyjnej przyrodzie nic nie zginęło i prościej nie jest.
Ale też bez przesady, gra jest do ogarnięcia, co przy nowym Podręczniku oraz wideo instrukcji staje się zadaniem naprawdę przystępnym. Krok po kroku możecie się wdrożyć w cywilizacyjne piękno nowej edycji. Macie do wyboru dwa podstawowe warianty wprowadzające w arkana rozgrywki oraz kilka innych dla urozmaicenia. Ale, tak po prawdzie, czy ta gra wymaga jakiegokolwiek jeszcze urozmaicenia?
Jeśli marzyliście o rozwoju swojego imperium, a niekonieczne są Wam do tego figurki; jeśli marzyliście o wielogodzinnej wielopłaszczyznowej wymagającej grze, w której trzeba ogarniać wiele aspektów u siebie i na dokładkę kilka u przeciwników; jeśli marzyliście o uzupełnieniu tego braku trawiącego trzewia, gdy na półce wciąż kuło w oczy zarezerwowane miejsce pod dzieło wybitne; jeśli uwielbiacie się wciąż doskonalić i zmagać z własnymi słabościami – to CYWILIZACJA jest grą dla Was! Zagracie, wsiąkniecie i się zakochacie. Szczególnie, że teraz jest i na czym oko zawiesić (tak, wiem, liczy się przede wszystkim wnętrze…).
Mam nadzieję, że moja stonowana recenzja i obiektywna lista zalet i wad (!) umożliwi Wam podjęcie racjonalnej decyzji. To nie jest świąteczna promocja, chińskie lampki na jedno Boże Narodzenie. To gra o wielkości, której nie będziecie chcieli porzucić, gdy już w niej zasmakujecie.
Hough. Rzekłam. Idę grać…
P.S. Nie żartuję. Naprawdę idę grać. Praktycznie od czasu targów w Essen gram bez przerwy. Jeśli nie na stole, to na serwisie www.boardgaming-online. Cześć, nazywam się Monika i jestem uzależniona…