Home | Owocowe wakacje z Liskiem – rozwiązanie konkursu nr 4

Owocowe wakacje z Liskiem – rozwiązanie konkursu nr 4

Rozdział 21
Rozstrzygające starcie

W głębi serca każdy owoc liczył, że ostatecznie to nie musi się tak zakończyć. Jednak mimo starań Detektywa Mango konsensus od początku wydawał się niemożliwy…

On od początku o tym wiedział…

Sensei Truskawka stał teraz na czele swoich ludzi. W pierwszej linii, jak zawsze. Gotów by bronić wszystkiego w co wierzył, walczyć o szlachetne ideały, które nie mogły tak po prostu upaść. Jego siły dotarły na miejsce bitwy jako pierwsze, licząc na zajęcie dobrej pozycji do walki. Umiejscowił swoją armię na górze Wzrostu, aby mieć dobry widok na wojsko przeciwnika. Jednak na dole, na polanie, siły Kapitana Limonki właśnie przybyły, zaledwie chwilę po armii Truskawki, i już formowały szyk.

A zatem trwający od pięciu lat konflikt (a raczej horror) miał się rozstrzygnąć tu, na Strzaskanych Polanach, w pobliżu lasu Deszczu. Pięć lat minęło, odkąd Kapitan Limonka zapragnął dominacji w Kraj-owoco-ninie. To przerażające jak szybko znalazł popleczników w świecie wyglądającym na spokojny i ustabilizowany. Kiwilkołaki poparły go niemal od razu. Podobnie Wikingrona – uśpieni wojownicy kochający walkę i gotowi poświęcić wszystko byle tylko znów mieć możliwość i (niestety) przyjemność bitwy. Jednak prawdziwym ciosem było przystąpienie do walki po stronie zła Gruszkominatorów. Potężnych wojowoców, pełniących dotychczas w Kaj-owoco-ninie funkcje ochronne społeczeństwa, funkcje zaufania publicznego, pilnowania porządku. Było ich na świecie jedynie 10, ale ich siła fizyczna nie mogła się równać żadnemu innemu wojowocowi.
Rabunki mrocznych wojowoców na cywilach – zwykłych owocach wzmagały się w zastraszającym tempie. Kradzieże, napady i niestety również zabójstwa. Wydawało się, że owoce mają tylko dwa wyjścia: poddać się dominacji lub przepaść. Większość owoców nie wiedziała, że w Dolinie Życia formowała się ich jedyna nadzieja… armia dobrze wyszkolonych wojowoców, gotowych poświęcić się, by znów przywrócić ład w Kraj-owoco-ninie. Na ich czele stanął Sensei Truskawka… Nie był królem. Kraina Owoców nie miała króla. To młody wojowoc, pozbawiony wszystkiego, co kochał, gdy grupa Wikingronów spaliła jego miasto – Koszykolandię. Ogień, który spowijał miasto rozpalił w nim żar sprawiedliwości i gorące pragnienie, by już żaden owoc nie musiał doświadczyć tego, co przytrafiło się właśnie jemu.

Błysnęło się. Po chwili zagrzmiało. Truskawka ocenił, że burza jest 6 kilometrów stąd… i zbliża się w ich stronę. Dobrze… To pomoże ukryć jego „Asa w rękawie”. W Dolinie Życia ćwiczył swoich wojowników na okoliczność walki w warunkach złej pogody. Truskawka odwrócił się by usłyszeć raport zdany mu przez Mnicha Szaoliczi.
– Wreszcie dotarła wiadomość od Detektywa Mango – zreferował Mnich. – Twierdzi, że Kapitan Limonka dysponuje niezmienioną liczbą wojsk, łącznie ok 40 tysięcy. Poparli go Kiwilkołaki, Wikingrona i Gruszkominatorzy. Pozostali, czyli wojowoce Wodza Kantalupy i Dzikiego Billa Maliny nie odpowiedzieli pozytywnie na jego wezwanie. To chyba dobra wiadomość? – zakończył Mnich, czekając na reakcję Truskawki.
– Chyba – odpowiedział zdawkowo Truskawka. Zdaje się, że nikt nie był w stanie zgadnąć, co dzieje się w głowie Truskawki.
Już czas…. Truskawka odwrócił się przodem do swoich sojuszników i przemówił:
– Dziś tworzy się historia. Dziś na naszych barkach spoczywa odpowiedzialność za losy wszystkich owoców w naszej Krainie. Mimo wielu różnic między nami, mimo uprzedzeń stoimy u razem: Ananasy Sir Ananasa, Arbuzjanini, Brzoskwininja, Superbanany oraz Samorelaje. Stoimy bark w bark, ufając sobie i mając przed oczami wspólny cel. Może nadejdzie czas, kiedy zabraknie nam sił i odwagi by walczyć na nasze ideały. Ale to nie jest ten dzień. Może nadejdzie czas, kiedy dla nas i naszych braci zabraknie nadziei. Ale to nie będzie dziś. Dziś zaczyna się przyszłość, naznaczona spokojem i sprawiedliwością. Dziś damy z siebie wszystko! Czy jesteście ze mną?! – zagrzmiał z całych sił. Odpowiedziała mu głośna i stanowcza wrzawa jego sojuszników.

Sensei Truskawka jeszcze raz spojrzał na armię przeciwnika. Była o 10 tysięcy liczniejsza od jego armii. To dużo. Szczególnie skoro poplecznicy Limonki to szczególnie brutalne i miłujące wojnę wojowoce. Przelotnie spojrzał również na Kapitana Limonką, a ich wzrok się skrzyżował. Truskawka nie spuścił wzroku jako pierwszy. Dumnie uniósł rękę, po czym krzyknął z całych sił: „Za przyszłość!” i ruszył w dół, z góry Wzrostu w stronę wroga. W pierwszej linii, jak zawsze. Natychmiast usłyszał za sobą odpowiedź kompanów: „Za przyszłość!”. Wiatr poniósł to hasło w dal, w stronę lasu Deszczu. Odpowiedziało im głębokie echo. Zaczęło się….

Armia Truskawki nabrała rozpędu. Taki był plan. W pierwszej linii Kapitana Limonki stali Wikingrona, liczni, blisko 25 tysięczna grupa. One również ruszyły do przodu. Podkurczyły nogi przyjmując taktykę „turlających się winogron”. Ta taktyka mała na celu przewrócenie dużej liczby Ananasów Sir Ananasa, walczących w pierwszej linii armii Truskawki, poprzez strącenie ich z nóg. Truskawka to przewidział. Wikingrona stosując tę taktykę byli zazwyczaj bardzo skuteczni. Turlając się po podłożu byli w stanie niczym fala zmieść z pola bitwy ogromne liczny swoich przeciwników. Ale nie tym razem. Tym zrazem zmuszeni byli turlać się pod górkę, z której zbiegała drużyna Truskawki. Turlanie się pod górkę pozbawiło ich jednak prędkości i impetu.

Widząc nadchodzącą falę Wikingron, Truskawka krzyknął: „Bumerang!” i zza pleców Ananasów Sir Ananasa (będących w pierwszej linii), wyłoniły się umieszczone w drugiej linii Superbanany, około 400 sztuk. Niczym supermeni unieśli się nieco nad armią i nabierając prędkości ruszyli w stronę Wikingron przechodząc w tryb bumeranga, który miał na celu dotarcie do Wikingron, potężne uderzenie w ich turlającą się formację, rozbicie szyku i torem bumeranga powrócenie na tyły wojsk Truskawki. Plan powiódł się, gdzieniegdzie formacja Wikingron została złamana, część z nich została zmieciona przez Superbanany. Niestety nie wszystkie Superbanany wróciły szczęśliwie. Część z nich została pochwycona w locie przez niezwykle zwinnych i szybkich Kiwilkołaków, biegnących tuż na Wikingronami. Obie armie wreszcie się starły. U podnóża góry Wzrostu. Turlające się Wikingrona pozbawiły równowagi dziesiątki Ananasów oraz znajdujących się tuż za nimi Arbuzjaninów i Brzoskwininja. Jednak zdecydowana większość utrzymała się na nogach. Wikingrona powróciły już do swojej postawy stojącej i ścierali się z połączonymi siłami wojowoców Truskawki.

Mimo przewagi liczebnej armii Limonki, walka była bardzo wyrównana. Arbuzjanini walczyli bardzo dzielnie. Ich duża masa owocowa sprawiała, że ich ataki były bardzo silne. Na hasło Truskawki wszyscy Arbuzjanini przechodzili w oka mgnieniu w formę turlania się, czym kilkakrotnie zaskoczyli przeciwników, pozbawiając ich równowagi. Tą sytuację wykorzystywały Brzoskwininja, bystro związujący linami przewróconych przeciwników, by wykluczyć ich z walki. To była wzorowa kooperacja tych dwóch gatunków wojowoców. Truskawka walczył bardzo dzielnie, cały czas starając się trzymać kontrolę nad sytuacją i obserwując Strzaskane Polany dookoła. U jego boku walczył Mnich Szaoliczi. Jego wierny przyjaciel, choć między nimi była duża różnica wieku. Jednak Wikingrona również walczyły bardzo zapalczywie. W ryzach trzymały ich połączone ataki Arbuzjaninów i Brzoskwininja. Kiwilkołakami zajmowały się najliczniejsze na polu bitwy Samorelaje. Tylko one ze względu na niepozorną posturę mogły dorównać zwinnością Kiwilkołakom. Kiwilkołaki doskonale korzystały ze swej zręczności i szybkości, i nieraz mogły walczyć nawet z dwoma wojowocami naraz. Póki co Gruszkominatorzy trzymali się z tyłu i nie brali udziału w walce. Czyżby jednak zmienili zdanie i odstąpili od wroga? Czyżby zdali sobie sprawę ze skali swojej zdrady? Z boku trzymały się również Superbanany. Byli niezrównani w taktyce bumeranga, ale beznadziejni w walce wręcz.

Truskawka raz jeszcze ocenił sytuację i nagle ruszył na wschodnią stronę Strzaskanych Polan. Tam było najgorzej. Sir Ananas i jego kompania uginali się pod naporem Kapitana Limonki oraz jego najbliższych popleczników. Kapitan Limonka w czasie bitew potrafił wpaść o szał i taranować wszystko na swojej drodze za pomocą swych niezawodnych szabli. Nim jednak Sensei Truskawka dotarł na wschodnią stronę usłyszał z oddali niepokojące okrzyki tłumu owoców. W jego stronę leciał jeden Superbanan, ten, który miał być zwiadowcą. Jednak Truskawka już domyślał się, co może usłyszeć. „Te okrzyki… są kowbojskie czy indiańskie?” zapytał Truskawka sam siebie, wytężając słuch jeszcze bardziej. Nagle zdał sobie sprawę z dwóch tragicznych rzeczy…

Krzyki były zarówno indiańskie, jak i kwobojskie. Odwrócił się w stronę góry Wzrostu i spostrzegł wyłaniający się zza jej szczytu oddział Wodza Kantalupy oraz oddział Dzikiego Billa Maliny, sunących konsekwentnie w ich stronę. To oznaczało po pierwsze zdradę Detektywa Mango, któremu powierzyli misję podjęcia prób zawarcia pokojowego porozumienia z Kapitanem Limonką, a także ocenę liczebności jego armii i ustalenie sprzymierzeńców. Detektyw Mango był najlepszym w swoim fachu i nie ma szans, by ustalił to błędnie. Po prostu celowo wprowadził armię Truskawki w błąd, wysyłając fałszywy raport o sojusznikach Limonki, nie informując o uzyskaniu poparcia Kantalupy i Billa Maliny. Po drugie oznaczało to, że wojowoce Truskawki są w poważnych tarapatach…

„Bumerang za trzy!” wrzasnął Truskawka i w ciągu trzech sekund w stronę nacierających oddziałów Kantalupy i Billa Maliny poleciały wszystkie Superbanany. Udało się strącić część wrogich wojsk, ale w skali całej ich liczebności było to dużo za mało by powstrzymać najazd. Superbanany nawróciły na swoje miejsce i raz jeszcze natarły na nadciągające znad góry Wzrostu wrogie armie. Superbanany atakowały z całych sił. Jedynie na odległość były niebezpieczne. W bezpośrednim starciu nie miały jednak najmniejszych szans. Atakowały więc bez przerwy, wiedząc, że tylko tak mogą pomóc. Gdy oddziały Kantalupy i Billa Maliny dotrą na miejsce bitwy, Superbanany już w niczym się nie przydadzą. Superbanany robiły co mogły, jednak na miejsce bitwy dotarły wciąż bardzo pokaźne siły obu nowych oddziałów. Truskawka kazał bystro przeformować szyk, by nie dać się okrążyć. Niestety… przewaga liczebna popleczników Kapitana Limonki wzrosła aż nadto. Mimo że jego oddziały walczyły tak odważnie, ta przewaga ilościowa stała się zbyt miażdżąca.

– Kiedy wreszcie nadejdzie ta burza!!!” – wrzasnął na cały głos rozgoryczony Sensei Truskawka i ruszył na przedzie swych oddziałów stawić czoła wojowocom Wodza Kantalupy i Dzikiego Billa Maliny.

Wtem błysnęło i zagrzmiało. Zaczęło padać. Niebo nad Strzaskanymi Polanami rozjaśniła ogromna błyskawica. A za nią kolejna.
– Nareszcie – odetchnął nieco Truskawka.
Po chwili stało się coś niesłychanego! Rozjarzył się ogromny błysk, który trafił wprost w oddziały Dzikiego Billa. Kilka Malin padło porażonych i niezdolnych do walki. Po chwili znów! Błysk! Sześć wojowoców Kantalupy leży poparzonych. Grzmot! Błysk! Grzmot! Tym razem celem ataku było troje Wikingron. Błyski pojawiały się tu i ówdzie uporczywie nękając oddziały Limonki. – Czemu burza nas atakuje?! – krzyczał z oddali Dziki Bill Malina.
– Niech ktoś to powstrzyma! – wrzasnął jakiś Kiwilkołak.
Oddziały wroga były wyraźnie zdezorientowane. Truskawka uśmiechnął się i ukradkiem (nie ustępując w walce) spojrzał w stronę lasu Deszczu. Na jego skraju, ledwo widoczne, nieco ukryte za drzewami, stało dziewiętnaście Czaromarańczy. Jego asy w rękawie. Jak przewidział Truskawka, burza faktycznie ukryje ich udział w walce. Przeciwnicy wyraźnie nie zauważyli, że uderzające w nich pioruny są jedynie wytworem magii Czaromarańczy.

Niestety, nagła pomoc „sił nadprzyrodzonych” sprawiła, że do walki na rozkaz Limonki włączyli się Gruszkominatorzy. I wtedy zrobiło się naprawdę gorąco. Ananasy Sir Ananasa nie dały rady stawić czoła Kapitanowi Limonce i jego osobistej straży. Szyk został złamany. Wikingrona i Kiwilkołaki wsparte przez oddziały Kantalupy i Billa Maliny walczyły coraz śmielej. Ale prawdziwą grozę budziły poczynania Gruszkominatorów. Sunęli przez armię Truskawki swobodnie… zbyt swobodnie… raniąc wiele Brzoskwininji, Arbuzjaninów i Samorelajów.
Truskawka tracił dech. Zauważył, że od paru minut nie widać już błyskawic Czaromarańczy. Mnich Szaoliczi zreferował nagle, jakby czytając w myślach Truskawki:
– Czaromarańcze pojmane. Broniące ich Superbanany też.
Truskawka nie zdążył jeszcze przeanalizować tej myśli, gdy nad jego głową przeleciał cios wymierzony przez Billa Malinę. Za nim kolejny, lecz Sensei Truskawka zrobił unik, po których wymierzył Billowi mocny cios nogą z półobrotu. Bill nie był w stanie sparować tego uderzenia. Padł na ziemię.
– Szao zajmij się nim. Ja nie mam teraz dla niego czasu – rzucił Truskawka.

Było źle. Bardzo źle. Rozejrzał się. Wiele Ananasów Sir Ananasa było niezdolnych do walki. Czaromarańcze i Superbanany związane. Samorejale zdzesiątkowane. Arbuzjanini wciąż się nie poddawali. Brzoskwininje rówież. Pytanie tylko jak długo jeszcze wytrzymają ten nacisk. Spojrzał w stronę Mnicha Szaoliczi. Wtem go zamarło. Czyżby widział w oczach przyjaciela łzę?
W armiach wroga również widać było straty, ale ich przewaga liczebna była ich wyraźnym atutem. Nie odwaga, nie wyszkolenie, nie oddanie sprawie, ale właśnie liczebność.
– Gdybym tylko mógł coś z tym zrobić! – krzyknął w ubolewaniu Sensei Truskawka.

I nagle go zamroczyło.
Wszędzie mgła. Nic nie widać.
Mrugnął kilkukrotnie oczami i zauważył padających nieopodal dwóch Kiwilkołaków.
Znów zawiało mgłą. A może to był dym? Coś się działo.
Nic nie widać.

Wtem Sensei Truskawka usłyszał obok siebie tajemnicy, nieznajomy mu głos, który szepnął mu do ucha:
– Witaj Truskawko.
Wzdrygnął się na ten dźwięk. Nie widział, kto wypowiedział te słowa, lecz za chwilę znów go usłyszał:
– Dostaliśmy Twój list. To niewiarygodne, że udało Ci się nas znaleźć. Zauważyć trzeba, że przecież my mieszkamy w innej rzeczywistości. Rozważyliśmy jednak Twoje słowa, apel o pomoc i stwierdzamy, że masz rację o sprawie tego, że jesteśmy członkami tego samego świata i jesteśmy współodpowiedzialni za jego losy. Będziemy zatem walczyć u Twego boku. Za Twoje ideały. To dla nas zaszczyt.
Dopiero teraz jego oczom ukazał się… Jagoduch! Nie jeden z wielu, lecz sam przywódca Jagoduchów, o którym nieraz słyszał.
– Masz rację. Może jako duchy żyjemy w innej rzeczywistości, ale również jesteśmy częścią tego świata. Nie możemy egzystować bezczynnie, gdy ktoś zagraża naszym ziemskim przyjaciołom. Nie ma u nas tolerancji dla zła i krzywd. Jeśli pozostalibyśmy bezczynni, w niczym nie różnilibyśmy się od tych, którzy sprawiają wam cierpienie. Dumnie stajemy więc u boku ziemskich wojowoców.
Truskawka odpowiedział na te słowa szczerym uśmiechem. Już dawno się tak nie uśmiechał. Po chwili dodał:
– Dziękuję bracia. Po prostu dziękuję.
Przywódca Jagoduchów odwzajemnił uśmiech i obaj ruszyli w wir walki.

Przybycie Jagoduchów było jakże potrzebnym impulsem dla załogi Truskawki. Podniosło morale i tchnęło nową nadzieję. To wystarczyło, bo dodać sił wojowocom Truskawki na dalsze zmagania. Jagoduchy zaś okazały się niemal niemożliwe do schwytania. „W zasadzie nikt nigdy nie widział ich, jak walczą” zdał sobie sprawę Truskawka. Jak się okazało Jagoducha zranić mogło tylko wyjątkowo ostre ostrze, a tych przeciwnicy mieli niewiele.
Po dłuższej chwili na nogach leżały już całe armie Kapitana Limonki.

Starcie dobiegało końca.
Wrzawa powoli cichła.
Bitwa została rozstrzygnięta.

Truskawka zauważył stojącego piętnaście metrów dalej Kapitana Limonkę. Ruszył powolnym krokiem w jego stronę.
– Poddaj się Limonka. Już po wszystkim.
Limonka odwrócił się przodem do Truskawki. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Mocne spojrzenie Kapitania Limonki i stanowczy wzrok Senseia Truskawki. Truskawka nigdy nie spuszczał wzroku jako pierwszy. Tak było i tym razem. Po chwili napięcia Limonka rzucił swe szable na ziemię. Nic nie powiedział.
– Zwiążcie go – poprosił Truskawka i dwóch Arbuzjaninów splątało Kapitana Limonkę sznurami.

Truskawka rozejrzał się dookoła. Spojrzał na swoich towarzyszy. Z wielu sączył się miąższ, ze zbyt wielu wychodziły pestki. Ale żyli… to było najważniejsze. Truskawka odetchnął głęboko. Poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Tak, to ręka jego przyjaciela. Mnich Szaoliczi poklepał go po ramieniu i rzekł:
– Dokonałeś tego. Kurcze.. naprawdę Ci się udało!
– Nie… nie dokonałem. My wszyscy dokonaliśmy.
Mnich uśmiechnął się i ruszył w prawo, opatrywać rany kolegów.

Wtem koło Truskawki pojawił się przywódca Jagoduchów, a za nim całe zastępy jego duchowej kompanii.
– Dziękuję za wasze wsparcie. Było nie do przecenienia. Wiedzcie, że w razie potrzeby możecie na nas polegać. Obiecuję – powiedział z poruszeniem Truskawka i wyciągnął dłoń do przywódcy Jagoduchów. Ten zaś uścisną ją zdecydowanym gestem.
– To dla nas zaszczyt móc walczyć u boku przyjaciół. Jak mawiał pewien znany wojowoc: „Nikt nigdy nie osiągnął nic wspaniałego, poza tymi, którzy ośmielili się wierzyć, że na świecie jest dobro, które przezwycięża wszystkie okoliczności”- rzekł przywódca Jagoduchów. – Do zobaczenia – dodał, kiwnął z szacunkiem głową i wraz z pozostałymi Jagoduchami rozpłynął się na wietrze.
– Do zobaczenia. Na pewno – odpowiedział cicho Truskawka.

Burza już minęła, a niebo było pogodne. Tęcza na nieboskłonie zapowiadała spokojną i szczęśliwą przyszłość.
Ktoś szturchnął Truskawkę w plecy. Ten odwrócił się i…
– Na cześć Truskawki – krzyknął Sir Ananas – hip hip…
– HURAAAAA!! – Odpowiedziały głośno tłumy Ananasów, Arbuzjaninów, Superbananów, Brzoskwininja, Samorelajów oraz Czaromarańcze.

Autorem powyższej, zwycięskiej pracy jest Beata Sz. Gratulujemy i prosimy o kontakt z redakcją (kontakt@gamesfanatic.pl) w celu podania adresu, na który zostanie wysłana nagroda, czyli egzemplarz gry Wojowoce.

Wszystkim zaś serdecznie dziękujemy i zapraszamy do udziału w ostatnim owocowym konkursie, który trwa jeszcze do niedzieli, 10 września 2017.

About

Avatar

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Advertisment ad adsense adlogger