Home | War of the Ring

War of the Ring

Nie tak dawno, Fantasy Flight Games wydało grę pt. “War of the Ring”. W krótkim czasie gra ta znalazła się na szczytach list przebojów. Całkiem zasłużenie moim zdaniem. Chciałbym przedstawić krótki raport z sesji WotR, w której miałem okazję i przyjemność uczestniczyć.

Graliśmy w dwie osoby co wydaje się być naturalnym i najlepszym rozwiązaniem. Istnieją co prawda zasady dla 3 i 4 graczy ale jeśli wierzyć recenzjom, chociażby na BGG, nie sprawdzają się one dobrze.

Nie tak dawno, Fantasy Flight Games wydało grę pt. “War of the Ring”. W krótkim czasie gra ta znalazła się na szczytach list przebojów. Całkiem zasłużenie moim zdaniem. Chciałbym przedstawić krótki raport z sesji WotR, w której miałem okazję i przyjemność uczestniczyć. Graliśmy w dwie osoby co wydaje się być naturalnym i najlepszym rozwiązaniem. Istnieją co prawda zasady dla 3 i 4 graczy ale jeśli wierzyć recenzjom, chociażby na BGG nie sprawdzają się one dobrze.

Mój przeciwnik kierował armiami ciemności, mnie pozostały siły Wolnych Plemion. Moja strategia miała się opierać na szybkim ataku na słabo bronione twierdze nieprzyjaciela (są takie, np. Mount Gundabad na północy). Wolnym Plemionom potrzeba do zwycięstwa militarnego jedynie 4 punktów (dwóch twierdz ciemności), podczas gdy Czarny Władca musi zdobyć aż 10 punktów (pięć twierdz). Mój pomysł na zwycięstwo wydawał się więc sensowny. Kluczem do sukcesu była szybkość, bowiem siły Saurona rosną w ciągu gry dużo szybciej niż armie Wolnych Plemion.

Pierwsze kilka rund, zarówno ja jak i mój adwersarz wykorzystaliśmy na przygotowania. Jest to chyba stały etap w tej grze ponieważ aby w pełni wykorzystać swoje jednostki, odpowiednie królestwa muszą przyłączyć się do wojny. Wymaga to poświęcenia dodatkowych kości akcji na “zabiegi dyplomatyczne”. Jak wspomniałem, początek to wyścig zbrojeń. Aby jak najszybciej pchnąć do wojny krasnoludy, odłączyłem Gimlego od drużyny pierścienia i wysłałem go na północ, do Eroboru. Jednocześnie Obieżyświat wyruszył do Minas Tirith. Posyłając go do twierdzy Gondoru  chciałem wprowadzić do gry Aragorna i w ten sposób zyskać dodatkową kostkę akcji.
W tym czasie, Czarny Władca skupił się na oblężeniu, jak największymi siłami Minas Tirith zaniedbując północ Śródziemia (co akurat było mi bardzo na rękę).

Przez zagranie karty zdarzenia (“Power too Great” – nie można atakować Lorien, Rivendell i Grey Havens) zagwarantowałem nietykalność twierdz elfów  i ruszyłem z Lorien na podbój słabo bronionej Morii. W pierwszych turach, kilka razy przesunąłem drużynę pierścienia ale pechowe rzuty poszukiwań spowodowały, że co i rusz drużyna była odkrywana. To z kolei poskutkowało sporą liczbą punktów deprawacji i śmiercią Meriadoka oraz Pippina.

Bez większego trudu zdobyłem Morię. Niestety w tym momencie, mój przeciwnik wprowadził do gry Sarumana, co nie tylko dało mu dodatkową kość akcji ale i pozwoliło na szybkie wzmocnienie sił w tej części planszy. Zaraz potem na planszy pojawił się Król Upiorów (kolejna kość akcji dla sił ciemności). Odbicie Morii było tylko kwestią czasu.

Tymczasem armia krasnoludów, prowadzona przez Gimlego i wzmocniona jednostkami z Iron Hills o mało nie zdobyła Mount Gundabad.

Zdobycie tej twierdzy zakończyłoby rozgrywkę ponieważ miałbym już 4 potrzebne punkty. Niestety znów pech. Mój adwersarz szczęśliwie wylosował kartę “Return of the Witch-King”. Karta ta pozwala przesunąć Króla Upiorów do Angmaru i rekrutować tam dodatkowe jednostki. To wystarczyło aby rozbić armię krasnoludów i zniweczyć moje plany.

Sytuacja moich wojsk była coraz gorsza. Oblężone Minas Tirith, padło po kilku turach. Moria wróciła pod kontrolę Sarumana. W tym momencie jedyną szansą na zwycięstwo stało się zniszczenie pierścienia. Większość akcji zacząłem więc wykorzystywać na jak najszybsze dotarcie do szczelin zagłady. Rzuty poszukiwań były dla mnie średnio szczęśliwe ale w końcu udało mi się dotrzeć do Morannonu (Drużyna składała się już tylko z powierników pierścienia i Gandalfa).  W Lorien i Rohanie rozpaczliwie broniły się resztki moich armii. W Mordorze ruchem drużyny rządzą nieco inne zasady niż w pozostałych regionach i sporo zależy od szczęścia. Trzeba zostawić sobie “zapas” towarzyszy i punktów deprawacji, aby skutecznie chronić pierścień. Mnie niestety zabrakło szczęścia i na ostatnim polu, powiernik pierścienia otrzymał 12 punkt deprawacji. Gra była zakończona. Czarny władca zapanował na Śródziemiem.

Ufff … Cała rozgrywka trwała ok. 5 godzin. Mogła się skończyć dużo szybciej gdyby mój plan się powiódł. Samo przygotowanie gry zajęło nam ok. 30. minut (to chyba dobry wynik zważywszy na ilość jednostek).

Możliwość zwycięstwa na dwa sposoby znakomicie urozmaica grę i pozwala na szukanie coraz to nowych rozwiązań. Mimo to wydaje mi się że Wolne plemiona, mogą próbować zwyciężyć militarnie jedynie na początku gry. Potem siły ciemności szybko się rozrastają i pokonać je można tylko przy dużym szczęściu. Gra jest zrównoważona. Cały czas trzeba kombinować bo zdarzają się niespodziewane “zwroty akcji”. System kości akcji sprawdza się znakomicie (ciągle ich za mało J). Nie wspomniałem jeszcze o podwójnym wykorzystaniu kart zdarzeń. Można je zagrać standardowo lub w trakcie walki. W opisanej sesji trochę zaniedbaliśmy ten aspekt a może on naprawdę bardzo zmienić obraz rozgrywki.

Mam nadzieję, że powyższy tekst zachęci Was do rozegrania partyjki “Wojny o Pierścień” – naprawdę warto. Polecam tą grę wszystkim miłośnikom strategii, w szczególności zaś  fanom Tolkiena, którzy znajdą w nim dodatkowy smaczek w postaci możliwości “zmieniania historii”.

Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.

About

Avatar

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Advertisment ad adsense adlogger