Home | Exit – aby stać się wolnym [cz.2]

Exit – aby stać się wolnym [cz.2]

T.I.M.E Stories

To właśnie to, z czym Unlock! nie może się równać. No, może troszeczkę 😉

T.I.M.E Stories – chciało by się powiedzieć – pokochałam od pierwszego wejrzenia. Ale nie. Moja historia była inna. Zagrałam raz (jeden skok) i gdy dowiedziałam się, że trzeba znowu przez to wszystko przechodzić, i znowu… to jakoś mój zapał ostygł. Niemniej… zatęskniwszy za grą, a przede wszystkim chcąc pokazać dzieciom coś nowego – znowu sięgnęłam po ten pierwszy, podstawowy scenariusz. I wtedy… bum! właśnie wtedy zakochałam się. Bo mimo, że się wraca, to jednak nie przechodzi się wciąż tego samego. Pewne sprawy można ominąć, pewne rozwiązać inaczej. Robimy notatki – to bardzo pomaga. Kiedy wracamy – wiemy gdzie iść i czego szukać.

Do tej pory grałam tylko dwa scenariusze – podstawowy oraz Sprawę Marcy. Ten pierwszy bardziej mi się podobał – ale głównie z tego względu, że właśnie nie potrzeba było za każdym razem wracać. W pewnym momencie gra daje na tyle dużo czasu, że grasz dopóki nie skończysz. W Sprawie Marcy trochę się na tym mechanizmie (a właściwie na jego braku) zawiodłam, bo tu faktycznie zawsze wracamy – choć nie zawsze do punktu wyjścia. Ten scenariusz ma pewien ciekawy sposób znajdowania rozwiązania – ale oczywiście nie mogę go zdradzić, więc uwierzcie mi na słowo. Wiele zależy też od szczęścia (a może od logicznego myślenia? – w każdym razie ja mogę mówić jedynie o szczęściu i to chyba w nadmiarze, skoro udało mi się ocalić Marcy już za pierwszym razem). I zdradzę jeszcze jedno – myślę, że to mi wybaczycie – choć nie jest to opowieść o Zombie, to miłośnicy tych klimatów poczują się jak w domu.

Biuro szyfrów

Kłódka! Wreszcie jest kłódka! 🙂
Biuro szyfrów to zamknięty drewniany kuferek, opasany łańcuchem i zamknięty na kłódkę. Jak ją otworzyć? Mnie się udało. Nie powiem jak, bo trochę niezgodnie z regułami. Byłam ciekawa czy zrobiłam to dobrze i poszukałam po fakcie podpowiedzi na stronie. I powiem szczerze, że chyba tu czegoś nie zrozumiałam, bo albo zabrakło mi elementów, albo ja taka ślepa jestem – w każdym razie, gdybym miała iść takim tokiem rozumowania jak sugerują podpowiedzi, to nigdzie bym nie doszła. Ale – jak to się mówi – jak nie kijem go to pałką – udało mi się otworzyć bez ślusarza, to może i wam się uda.

Wewnątrz są już zwyczajne-niezwyczajne zagadki. Zwyczajne – bo po prostu zagadki. Niezwyczajne – bo każda inna. A jak je ułożyć w całość – też sami musicie na to wpaść. Nie ma żadnych sztywnych reguł (jak np. w Unlock!, gdzie wiecie, że coś z czymś trzeba połączyć, a w aplikację wpisać kod). To mi się bardzo w Biurze szyfrów podobało – że zagadki były zróżnicowane i potrzeba było szerokiego spojrzenia na dany problem. Jedyne co wiesz, to to, że gra jest edukacyjno-patriotyczna, a więc rozwiązań szukamy wśród wybitnych Polaków, a gdy trzeba popatrzeć na mapę, to patrzymy na mapę Polski.

No i wciąż – teoretycznie przynajmniej – po rozwiązaniu zagadek możesz grę spakować i komuś podarować.

Mass Escape

Wydała go to ta sama firma co Biuro szyfrów. Pierwotnie – była to impreza o charakterze masowym. Masowa ucieczka ze stadionu. Rozgrywana w 2016 w Szczecinie. Organizatorzy postanowili dostosować pakiet startowy do domowych warunków. Stworzono więc stronę, która imituje pobyt w miejscu ucieczki. To tam musimy odnaleźć zdjęcia, by na nich z kolei szukać odpowiedzi. Pomysłowa rzecz. Bardzo dobrze się bawiłam.

I w tym miejscu dochodzimy po pierwsze do wykorzystania w takiej zabawie medium elektronicznego (tutaj: komputera) – bo choć wczoraj opisywałam Unlock! i jego aplikację, to jednak Mass Escape był pierwszy. A po drugie dochodzimy do jednorazowości gry. Mass Escape jest jednorazowy. A to dlatego, że niszczymy elementy, które dostajemy. Wypełniamy książeczkę. Czemu mnie to nie bolało? Bo Mass Escape niewiele kosztuje i naprawdę wygląda jak pakiet startowy. Kiedy go otwieramy nie spodziewamy się, że będzie to gra, w którą zagramy po raz wtóry. Nawet nie spodziewamy się, że przekażemy ją sąsiadowi. Wygląda na reklamówkę, na coś co się konsumuje bądź czyta i wyrzuca.

Inaczej jest jednak z ….

Exit: Gra tajemnic

No właśnie, z Exit jest inaczej. Exit to szereg gier – u nas Galakta wydała trzy: Tajemnicze laboratorium, Chata w lesie i Grobowiec faraona. Kiedy zaglądamy do środka widzimy pełnoprawną, kolorową, ciekawie zrobioną grę. Grę, którą przyjdzie nam zniszczyć…

Elementy to kilka talii – karty z podpowiedziami (te układamy w oddzielne stosy) oraz karty z zagadkami. Ale to nie wszystko. Musimy gdzieś sprawdzać wyniki – patentem Exita jest podrójny dysk, na którym ustawiamy trzy symbole (to zależy od gry – mogą to być cyfry, ale równie dobrze np. rysunki probówek) i sprawdzamy numer karty – z kolei na karcie musimy odnaleźć przedmiot związany z daną zagadką – i dopiero wtedy znajdujemy ostateczne rozwiązanie. Może to troszeczkę brzmi pokrętnie – ale w praktyce jest dość intuicyjne.

Podobnie jak w Unlock! na kartach będziemy szukać pewnych elementów i zadań do rozwiązania – ale tutaj wszystko jest jakby bardziej zróżnicowane, a na dodatek otrzymujemy książeczkę – to od niej zaczynamy, i w niej również znajdujemy pierwsze (i nie tylko pierwsze) zadania. Tę książeczkę w umiejętny sposób należy łączyć z kartami. Trzeba być spostrzegawczym i dużo myśleć 🙂

I wszystko byłoby cacy gdyby nie to, że Exit jest grą jednorazową. Możecie się oczywiście uprzeć i nie niszczyć elementów (np. skserować niektóre karty i książeczkę, przerysować coś albo próbować rozwiązywać zadania w pamięci) – ale czy jest sens? Na pewno taka zabawa nie będzie już tak dobrą zabawą – a przynajmniej będzie posiadała pewien element frustrujący. Z drugiej jednak strony – czyż niszczenie elementów nie jest samo w sobie frustrujące?

Tak więc – powiedzmy sobie szczerze – nie ma róży bez kolców i nie ma Exita bez frustracji. Ale zagadki są naprawdę fajne. Mnie się udało nie zniszczyć elementów, choć sporo mnie to kosztowało. W jednej grze łatwiej to przychodzi (Chata w lesie), w innej nieco trudniej (Tajemnicze laboratorium) – ale przy odrobinie samozaparcia – da się.

Prawdziwego Escape Roomu jednak nic nie przebije. A jeśli odstrasza was cena komercyjnych pokoi, to wybierzcie się do IPN-u, do Escape Roomu poświęconego Żołnierzom Wyklętym.

Ocena Exit: Gra tajemnic

About

Avatar

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Advertisment ad adsense adlogger